/114/
Z obozu litewskiego d. 13 Augusti r. 1654. — Dnia wczorajszego t. j. 12 Aug. w samo straszne zaćmienie słońca, sroga i krwawa, ale za łaską Bożą szczęśliwa z nieprzyjacielem potrzeba, doszła pod Szkłowem. Jakoś o godz. wtoréj z południa dano znać Xciu P. Hetmanowi z podjazdu, że nieprzyjacielskie wojsko w półtory albo we dwu milach widziane było. Rzucił tedy Xże Jmć kilka chorągwi dla wzięcia o nim wiadomości; które napadłszy na podjazd Moskwy z pięciuset koni, który był dla opatrzenia miejsca i wojska naszego wyprawiony, spędziły go z pola i precz zagnały.
Rozumieliśmy tedy że to tylko podjazd był nieprzyjacielski, nie całe wojsko; ale Xże Jmć nie dufając temu, rzucił z pod swojéj chorągwie kozackiej dziesięć koni samego towarzystwa co narączszych, i rozkazawszy im aby koniecznie języka więli, albo pod samo nieprzyjacielskie /115/ wojsko podjechali i widzieli je, i wielkości się jego przypatrzyli, sam z wojskiem stał za przeprawą, spodziewając się z tamtej strony przeprawy nieprzyjaciela. Podjechali tedy dziesięć koni pod samo wojsko więcéj niż półtory mile, i tak pod nie podpadli blisko, że nieprzyjaciel rozumiejąc że ich weźmie i ogarnie, wysunął się na nich i uganiać się przedni półk za nimi począł: a że mieli w mili w posiłku chorągiew, i znowu daléj drugą a potym i trzecią, zcierali się z tym przednim półkiem za łaską Bożą szczęśliwie, i tak nieprzyjaciel co miał za przeprawą w mili od nas na noc stanać, i na tabor na zadzie idący oczekiwać a dopiéro z nim nazajutrz przyjść, nawiedziony od naszych wyszedł w pole nie spodziewając się wojska. Zmykał zatym Xże Jmć przez tę przeprawę bardzo złą chorągwie, bo całych półków dla złej przeprawy posyłać nie mógł; nieprzyjacielskie też półki nadchodziły. Zaczął się bój straszliwy, to ta, to owa strona przez godzin kilka przemagała: a że straszna potęga była, z świeżemi zawsze potykać się musiały chorągwie nasze bardzo zmordowane; bo nie było żadnej, któraby pięciu, sześciu razy, nie potykała się: osobliwie hetmańska kozacka: więcej dziesięciu razy uderzała, a huzarska w sam ogień z kopiami skoczyła. Ogarnął ją nieprzyjaciel, i choć miała posiłki, i te miały z nieprzyjacielem co czynić. Zaczym chorągiew w pół drzewca ucięta, koło której i towarzystwa nabito: jakoż najwięcej też z tych dwóch chorągwi a z Rajtariej hetmańskiej ppginęło, jako w osobliwym regestrzyku pobitych i potłuczonych wyrażano. Biliśmy się pod nadzieją wygranej i przegranej więcej 5ciu godzin ze wszytkiém wojskiem, a Dragania w parowach po obu stronach, co nam za wielki fortel było że nas ogarnąć nie mogli, stała, i w ten czas tylko kiedyśmy na nię naprowadzili strzelała. Ale nie zawsze się dał nieprzyjaciel nawieść. Już w nocy straszne półki świeże nieprzyjacielowi nadchodziły, a myśmy już zmordowani i z końmi ledwo żywi byli. Począł nas nieprzyjaciel bardzo wspierać, i jużeśmy paszować poczęli, a uchowaj Boże tyłu podawać, do przeprawy, bo wszytcybyśmy na niéj poginęli: aż Xże Jmć że i posiłków nie stawa, i albo nieprzyjaciela przełamać albo zginąć trzeba, wszytkim /116/ o nich uderzyć się kazał, i tak desperacko prawie na nich skoczyliśmy, że wsparliśmy za łaską Bożą nieprzyjaciela i więcej mili na nim jechali; ale że się przy taborze i piechotach swoich zastanawiał, a my tak zmordowani żeśmy ledwie żywi byli, kontentując się zatym żeśmy tak potężne wojsko z pola zpędzili, i one otrzymali w takiej słabości swojej, ześliśmy z pola z tryumfem samym zmrokiem, choć nie bez wielkiej szkody swojej ale sto razy większej w nieprzyjacielu, którym starszyzna dobrze przywodząc ginęła, jako wzięci więźniowie z koni, z broni, z pancerzów, szyszaków poznawają. Zginął za pewne Kniaź Boratyński, co był Posłem w Lwowie. Zginął Wojewoda Juriewicz, mąż u nich niemal naprzedniejszy, co zawsze wprzódy chadzał. Zginął jakiś Oberszter niemiecki, mąż bardzo wielki, i jakiś Mikita Protaszewicz kochanek carski. Więcej wiedzieć nie możemy póki języka nie weźmiemy. Trupa bardzo siła padło, a co naprzedniejszego, bośmy się samym kommunikiem bili: byli tam ci wszytcy Wojewodowie, co od Smoleńska Cara na zniesienie wojska wyprawili, ale liczby pobitych wiedzieć nie możemy, bo nieprzyjaciel trupa bardzo chwytał i uwodził, czego mu trudno bronić było w takiej potędze jego, kiedyśmy się altemalo jakby w zapasy chodził przeganiali. Ale po naszej szkodzie znać, że i tam nie mała dziura. — Xże Jmć nie szanował się, ale się bardzo narażał i sam i tam się podając, i po skrzydłach i w samym czele, nie tylko potykać się rozkazując, ale i sam przywodząc, i między nieprzyjaciela się zapędzając i mieszając, tak że się kilka koni pod nim rozpierało. Nie jednemu to zaćmienie słońca falale było. Aleć pomogły nie najgorzej namienione parowy: i to nam przy łasce Bożej pomogło, że Rajtariej nieprzyjacielskiej, której wszytko zbrojnej bardzo wiele miał, półk jeden dał do Moskwy ognia. Czy się omylili, bo już ciemno było, czy tćż z inszej jakiej przyczyny, wiedzieć nie możemy, dla czego w sam gorący bój do konfuziej i to pomogło nie ladajako. |