/109/
Z obozu pod Orszą dnia 2 Augusti, pisany do Wilna. — Pośliśmy byli kommunikiem pod Mścisław, dla dania braciej ratunku: aleśmy nic nie sprawili, bo nieprzyjaciel już był wysiękł i spalił, nimeśmy przyśli z odsieczą, a dla złych przepraw nie mogliśmy tak prędko jakeśmy sobie życzyli napaść nieprzyjaciela. Jużeśmy, ostrzeżonego przez złość chłopską, i wielkie posiłki z Smoleńska zastali. Chcieliśmy jednak mścić się krwie braciej naszej, (której tam bardzo niewiele było, bo apertis portis zaraz przy podstępowaniu nieprzyjacielskiem pouciekała): aż nas doszła wiadomość, że nieprzyjaciel we 40 tysięcy kommunika z armatą przybliża się ku Orszy. Musieliśmy tedy powrócić do obozu ze wszytkiego obnażonego: i gdybyśmy byli dniem lub mniej omieszkali, jużbyśmy byli popiół zastali. /110/
Teraz stoi sobie nieprzyjaciel w sześciu milach od nas, za przeprawami, a na wojska z Połocka i Witebska oczekiwa. Co też z pod Mścisławia ślakiem się naszym puściło, uczyni z tem pewnie conjunctią, albo nas też z drugiej strony przypierać będzie. — Dziś, jutro i co moment czekamy nieprzyjaciela, w jako proporcionalnej tantae potentiae liczbie? Pan Bóg wie lepiej. Nic jednak nie weźmie bez kozyry, i jeszcze jako ochotni gospodarze, potkamy go w mili jakiej od Orszy, i przyjmiem jako Pan Bóg zdarzy: choć humanitus mówiąc, czterem tysiącom wytrzymać stu tysiącom ledwie podobna, a do tego konieśmy na tym podjeździe ponędzili. |